• » RiderBlog
  • » jose
  • » Skuterowo - czyli skuterem po mieście i w trasie część III
Najnowsze komentarze
Ja miesiąc temu miałem glebę przy ...
michalinski do zdjęcia: Oto on 1
O kurza twarz! :) Ale wygląda odja...
dawid Triumph Tiger 1050 do: Mknęli razem czyli rozważania inaczej
Musiałem gdzieś o tym napisać - wy...
o cholercia.. prawdziwszczęście,że...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

25.02.2011 16:38

Skuterowo - czyli skuterem po mieście i w trasie część III

Tym razem opowiem Wam o takim zwykłym dniu. Dniu jakich było wiele wśród tygodnia i który tak naprawdę nie był jakimś dniem znaczącym czy odbiegającym od standardu. Więc jeżeli Was to nie interesuje to najlepiej zakończcie czytanie na tym zdaniu i nie brnijcie dalej, skoro pewnie Wasze dni w sezonie wyglądają podobnie jak nie bliźniaczo.



Godzina 6.20 rano.

Dzwonek budzika w nokii zrywa mnie na równe nogi. O jej znów trzeba iść do pracy i spędzić tam swoje osiem godzin a może i dłużej. Wstaje. Nastawiam czajnik pełny wody na kawę i idę umyć się do łazienki. Akurat w tym czasie woda zdąży się zagotować i mogę rozpocząć swój codzienny rytuał picia porannej kawy. W międzyczasie odpalam laptopa, biorę w rękę elektryczną maszynkę do golenia i pijąc napój bogów, przeglądając wiadomości w necie przygotowuje swoją twarz do pracy.

Godzina 6.50 dalej rano.

Budzę swojego syna, które muszę odtransportować do przedszkola w sposób raczej bliżej określony czyli puszką zwaną też samochodem. Wykonujemy razem pozostałe czynności poranne. Ubieram się w ciuchy na moto, kask biorę w rękę, mały zakłada buty i kurtkę i opuszczamy cieplutkie mieszkanko. Na zewnątrz świeci śliczne słonko, ale termometr wskazywał tylko 6 stopni więc nie ma mowy aby syna zapakować z przodu na skuter. Żona by mnie chyba oskalpowała gdyby wiedziała, że przy takiej aurze zawiozłem go dwukołowcem.

Godzina 7.30 i jak dla mnie dalej jest rano.

Wsiadamy w samochód na parkingu. Ja w moto ciuchach, chociaż nie jest mi zbyt wygodnie, ale niestety tak trzeba. Jedziemy do przedszkola, a ja wracam na parking, odstawiam auto, przesiadam się na kymco i mknę do pracy. Jest super. Korki omijam środkiem, bądź też jeżeli nie ma możliwości jadę chodnikiem wzdłuż Parku Skaryszewskiego. Super uczucie.

Godzina 8.00 nastał dzień.

Wpadam do biura. Zamawiam kawę a sam zdejmuję ciuchy i przebieram się w garnitur. No teraz to już mogę pracować, ale na zewnątrz robi się coraz cieplej. Zaczynam szukać pretekstu żeby załatwić coś na mieście. Znowu zmieniam garderobę i latam po ulicach Warszawy. Nie mam problemu ze znalezieniem miejsca na zatrzymanie swojego pojazdu, nie płacę za parkometry. Jest super. I tak mija dzień na jeździe i na wykonywaniu obowiązków służbowych.

Godzina 16.00 po południu.

Znów mogę wsiąść i pojeździć, chociaż do domu niedaleko, ale zawsze to coś. Zawsze parę kilometrów na liczniku więcej i parę kilometrów doświadczenia.

Godzina – pozostałe inne.

Tylko szukam pretekstu, żeby gdzieś wyjechać, nawet za specjalnie nie mam ochoty na browarek bo czuje że moja dusza potrzebuje jeszcze dzisiaj pojeździć. Pojechać chociaż kawałek. Czekam do 20.00, kiedy to mam za sobą już wszystkie domowe obowiązki i wsiadam ponownie na kymco i zwiedzam nim swoje miasto. I tak do wieczora, nie ważne czy zimno, nie ważne czy pada, ważne że można pojeździć.

Komentarze : 2
2011-02-26 21:39:25 kisiu1981

Ja też tak mam. Byle przejechać jeszcze kilometr... I następny...

2011-02-25 17:58:43 miszi

"I tak do wieczora, nie ważne czy zimno, nie ważne czy pada, ważne że można pojeździć."

I to się liczy!

  • Dodaj komentarz