21.02.2011 10:24
Skuterowo - czyli skuterem po mieście i w trasie część I
Półtora sezonu pojeździłem 50 tak jak wspomniałem to wcześniej. Czy czas ten trzeba uznać za stracony? A może jednak udzielił on mi paru rad i nauk? Co zostało w mojej pamięci z tego okresu?
Na pewno pierwszy szlif. Pamiętam dokładnie że była to kwietniowa niedziela. Żona z synem pojechała do swoich rodziców, a ja postanowiłem wybrać się na zakupy a dokładnie po spodnie. Mimo że była godzina 11.00 nie było wcale ciepło. Założyłem sobie kurtkę modeki i zwykłe spodnie bo stwierdziłem że w motocyklowych jajka mi się zapocą. Odpaliłem swoje kymco i pojechałem do Marek po spodnie. Jazda była super, chociaż trochę zmarzły mi nogi w jeansach. Spodnie zakupione i powrót do domu. W międzyczasie słoneczko tak na mnie wpłynęło że pomyślałem sobie że wykorzystam to że mam wolną niedzielę i pojadę do swoich Staruszków. Fajna wycieczka poza miasto się szykuje. Ale skoro tak mi zmarzły nogi to wpadnę po drodze do domu i zmienię spodnie na motocyklowe z podpinką. Jak się potem okazało była to chyba myśl zbawienna. Wyleciałem z Warszawki i zamiast pomykać dwupasmówką stwierdziłem że pojade sobie boczkiem bo i ruch będzie mniejszy. I to był chyba mój błąd. W tej chwili kiedy wpadłem na ten pomysł opuściło mnie chyba moje szczęście. Pomykam sobie śmiało (jeżeli jazdę z prędkością 65 km/h można nazwać pomykaniem) minąłem jedno małe rondo i zbliżałem się do drugiego kiedy wyprzedził mnie koleś na choperze. Już prawie jestem na rondzie zostało mi ze 100 m i nagle wyprzedził mnie ktoś na sporcie. Zrobił to niestety tak nie umiejętnie że przed moim nosem jego stopa opadła na tylni hamulec. Piach i widzę jak kolo kładzie się przede mną. Wpadam w panikę! Odruchowo naciskam klamkę i niestety nie pamiętam jakiego hamulca, czy przedniego, czy tylniego. Tylnie koło zaczyna mnie wyprzedzać. Skuter kładzie się na lewą stronę a ja razem z nim. Ktoś zatrzymuje się samochodem jadącym z naprzeciwka i pyta czy wezwać pogotowie. Kiwam głową, że nie. Siadam na krawężniku. Nie mogę złapać powietrza (pewnie przywaliłem klatką w kierownicę, nie wiem. W końcu udaje mi się podnieść szczękę od kasku. Łapie oddech. Wstaje i zmierzam w stronę kymco. Pewnie wszystko połamane, lampy pobite, jak ja wrócę do domu myślę sobie. Podnoszę maszynkę do góry i stawiam na chodniku. Uff. Nie jest źle wszystko całe, zero pęknięć tylko trochę podrapane i podnóżek pasażera uszkodzony. Podchodzi koleś ze spotra i pyta czy wszystko ok. Generalnie nić mnie boli ciuchy całe. Patrze na jego podarte jeansy i podartą kurtkę zimową. Super żeś się załatwił kolego – myślę sobie. Nie robie zamieszania. Odpalam dinka wsiadam i jadę na stację BP. Nie jest źle. Normalnie kończę wycieczkę nie czując bólu. Gorzej jest wieczorem. Wszystkie mięśnie bolą mnie jakbym przerzucił z tonę cementu. Nie mogę się położyć ani podnieść bo kiedy to czynnie ból w klatce jest porządny. No ale nic jakoś przejdzie. I po paru dniach przeszło. Jeśli myślicie że miałem jakieś obawy aby w poniedziałek pojechać skuterkiem do pracy to się mylicie. Po prostu wsiadłem i pojechałem. Analizowałem tą sytuację wiele razy. Czy mogłem jakoś uniknąć wywrotki. Pewnie i mogłem ale odległość między mną a leżącym kolesiem była tak niewielka że po prostu wpadłem w panikę. Nie wiem właściwie czym hamowałem, czy przodem czy tyłem, a może oboma naraz. Nauczyłem się natomiast paru rzeczy i to chyba jest najistotniejsze. Zawsze ale to zawsze, nawet jak jest 30 stopni i pełne słońce zakładam ciuchy na moto. Nawet jadąc tylko te 10 km do pracy wolę się ubrać w kurtkę, spodnie i buty. Wole żeby mi się jajka spociły niż mam wydłubywać asfalt z tyłka jak robił to koleś od sporta. Nie przeceniam swoich możliwości i nie zajerzdzam nikomu drogi kończąc manewr wyprzedzania tuż przed jego nosem. Mam pierwszy szlif za sobą więc wiem jakie to jest uczucie i nie boję się już określenia że zawsze musi być ten pierwszy raz.
W sumie dzięki ubraniom, które nawet nie uległy większym uszkodzeniom (spodnie metro, kurtka modek – przetarcie materiału na kieszeni) nie miałem żadnych obtarć ani innych śladów bliskiego spotkania z asfaltem...........
Komentarze : 6
Ja miesiąc temu miałem glebę przy prędkości 30 km/h i rękę w gipsie. Pośpiech wrogiem wszystkiego!
o cholercia.. prawdziwszczęście,że Ty jesteś cały! i oby już nic takiego się nie przytrafiło:) pozdrawiam
Krzywdę to nawet można zrobić sobie na rowerze nie trzeba do tego skutera czy motocykla
Tak więc widać panowie (panie) Motocykliści, ze na skuterze można tak samo sobie zrobić krzywdę jak na sporcie, nieprawdaż? Pozdrowienia dla rozdziewiczonych!
Całe szczęście, że nic poważnego się nie stało. Jednak człowiek najwięcej uczy się na własnych błędach
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (7)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Turystyka (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)